Jeszcze dziesięć lat temu
Dąbrowa Górnicza była synonimem sportowej pustyni. Pamiętam, jak w poszukiwaniu ciekawego tematu trafiłem na trening zapaśników. Wojciech Myśliwiec, kierownik sekcji, żalił się w szkolnej salce, że gdy klub organizuje zawody, to nawet nie rozwiesza plakatów. - Boimy się, że przyjdzie za dużo ludzi i się nie pomieszczą - spuszczał głowę.
Dąbrowa Górnicza nigdy nie mogła poszczycić się dobrą drużyną piłkarską, koszykarską czy siatkarską. Silnych klubów nie udało się nawet zbudować w czasach prosperity Huty
Katowice. Bogaty zakład wolał dawać pieniądze na piłkarzy Hutnika
Kraków czy Polonii
Bytom, niż na swoich. Marnego sportowego wizerunku miasta nie zmieniły dwa tytuły mistrza Polski dla piłkarek Zagłębianki.
Los Dąbrowy Górniczej byłby przesądzony, gdyby nie decyzja władz miasta, które w końcu zrozumiały, że bez nowoczesnej hali nie będzie też sukcesów.
Gdy w 2004 roku oddawano do użytku Halę Centrum, siatkarki MKS-u grały w drugiej lidze. W niedzielę w nocy podjechały pod ten obiekt już jako zdobywczynie Pucharu Polski. Mimo przenikliwego mrozu czekało na nie około setki fanów. Dziewczyny podkreślały, że dla takich chwil warto żyć.
W przyszłym roku minie dwadzieścia lat od chwili, gdy w Dąbrowie postawiono na siatkówkę. Zawodowa spółka, która właśnie świętuje największy sukces w swojej krótkiej historii, nie ma wiele wspólnego z czasami pionierów.
Łącznikiem starych i nowych czasów jest trener Waldemar Kawka, który prowadził pierwszy zespół juniorów MKS-u, a jego podopiecznym był Leszek Rus - dziś asystent szkoleniowca.
W czasie, gdy oni pokonywali długą drogę do sukcesu, tuż za miedzą - w
Sosnowcu - bankrutowały kolejne kluby o tradycjach i sukcesach, o których MKS może tylko pomarzyć - siatkarze i siatkarki Płomienia, koszykarze Zagłębia.
Tauron MKS dziś może jednak podnieść wysoko głowę, bo pod jednym względem już jest lepszy od znakomitych przed laty siatkarek z Milowic. Płomień, który pięć razy wywalczył mistrzostwo Polski, po puchar jednak nigdy nie sięgnął.