Ćwierkamy dla was o sporcie na Śląsku >>
Przed rozpoczęciem tego boju często padało zdanie, że Unię na pewno stać na wygranie jednego, no może dwóch spotkań w serii, ale już czterech meczów - a tyle potrzeba by zagrać o złoto - to oświęcimianie GKS-owi nie wydrą.
- Chcieliśmy zmazać plamę, którą daliśmy w pierwszym meczu. To się udało, ale do końca tej rywalizacji wciąż daleko - mówił najlepszy na lodzie we wtorkowym meczu Michał Kotlorz, obrońca GKS-u.
Znak firmowy to jakość gry
Tyszanie nigdy nie mieli tak mocnego i wyrównanego składu. Nigdy też tak nie zdominowali reszty stawki w czasie sezonu zasadniczego. Teraz trzeba "tylko" te wszystkie atuty potwierdzić i drugie złoto w historii GKS-u stanie się faktem.
Na drodze po pierwsze mistrzostwo Polskie też stała na drodze tyskiej drużyny Unia. Tyle, że w 2005 roku był to zupełnie inny zespół. Hegemon, który niepodzielnie rządził na polskich lodowiskach. GKS dobrał mu się do skóry za sprawą niezwykłej ambicji, szaleńczej woli walki i bramkarza Arkadiusza Sobeckiego, który dokonywał między słupkami cudów.
GKS grał wtedy tak twardo, że zyskał przydomek "złych chłopców". Obecny zespól też oczywiście na lodzie i przy bandach nie odpuszcza, ale jednak jego znakiem firmowym nie jest walka, a jakość gry.
W drugim meczu półfinału tyszanie szybko zdominowali zespół gości. GKS wyszedł na prowadzenie już po niespełna dwóch minutach gry i chociaż potem szybko wyrównał Peter Tabacek, to jednak spokój i pomysł na rozegranie kolejnych akcji wskazywały, że kolejne bramki dla tyszan są tylko kwestią czasu.
Trybuny aż pulsowały
I tak się właśnie stało. Po piątym golu mecz był właściwie rozstrzygnięty. Peter Mikula, trener Unii, wziął wtedy czas, żeby jeszcze raz zmobilizować zespół. Trybuny tyskiego lodowiska pulsowały wtedy od emocji, a kibice pokrzykiwali, żeby "GKS dobił frajera".
- Kluczowy moment spotkania to nasza bramka na 4:1. Zależało nam na tym, żeby rywal znowu szybko nas nie doszedł - dodał Kotlorz.
Po szóstej bramce z lodu zjechał bramkarz Unii Michal Fikrt, którego zastąpił Przemysław Witek. Ostatnia tercja to już było oszczędzanie sił na kolejne spotkania.
- Wyszło nam to, czego brakowało w poniedziałkowym meczu. Agresywna gra przyniosła zamierzony efekt. Dziękuję kibicom za wspaniały doping - podkreślał Krzysztof Majkowski, trener GKS-u.
- Rywal był szybszy, bardziej agresywny. Rywalizacja w tej parze wciąż jest otwarta - ocenił Peter Mikula, szkoleniowiec Unii.
GKS Tychy - Unia Oświęcim 6:1 (3:1, 3:0, 0:0)
Bramki: 1:0 Parzyszek - Sokół (2.), 1:1 Tabacek - Barinka (10.), 2:1 Rzeszutko - Havlik (27.), 3:1 Mojzis - Vitek (18.), 4:1 Bagiński - Kotlorz (21.), 5:1 Kotlorz - Witecki (25.), 6:1 Kotlorz - Malasiński (33.)
GKS: Zigardy; Kotlorz - Sulka, Wanacki, Mojzis, Havlik - Sokół, Gwiżdż - Piorun; Vitek - Bagiński, Malasiński, Rzeszutko - Kolusz - Łopuski, Steber - Parzyszek -
Guzik, Witecki - Galant - Baranyk
Unia: Fikrt (33. Witek); Połącarz - Jakes, Zosiak - Gabryś, Gabris - Ciura, Piekarski - Stachura; Barinka - Tabacek - Jaros, Modrzejewski - Lipina - Tvrdon, Bepierszcz - Kalinowski - Piotrowicz, Adamus - Różański - Komorski.
Kary: 14 - 22
Widzów: 2400
Stan rywalizacji: 1:1 (do finału awansuje zespół, który pierwszy wygra cztery spotkania. Kolejne dwa spotkania odbędą się w piątek i sobotę w
Oświęcimiu)
Drugi mecz półfinałowy: Ciarko PBS Bank KH Sanok - JKH GKS Jastrzębie 3:2 po karnych (1:2, 0:0, 1:0, karne 2:0)
Bramki: 0:1 Stoklasa (5), 1:1 Kloz (10), 1:2 Bordowski (13), 2:2 Strzyżowski (41). Decydujący karny: Zapała.
Kary: 14 - 16.
Stan rywalizacji: 2-0 dla Ciarko. Teraz dwa mecze w piątek i sobotę w Jastrzębiu.