Starzyński i Lisowski wracają bowiem w rodzinne strony. - Jako dziecko kibicowałem Pogoni i bywałem na jej meczach. Kiedy jednak zaczynałem swoją przygodę z
piłką i trenowałem już w Salosie
Szczecin, portowcy nie radzili sobie najlepiej, byli chyba w czwartej lidze. Kiedy więc pojawiła się szansa, aby grać w tak dobrym zespole jak Ruch nie zastanawiałem się długo - wspomina Lisowski.
Starzyński, który pochodzi z Przelewic i jest wychowankiem miejscowego Wichru dojeżdżał na mecze Pogoni razem z ojcem.
- Kiedy jednak pojawiła się propozycja, by grać w Ruchu, mimo, że wiązało się to z wyjazdem na drugi koniec Polski, postanowiłem wykorzystać tę szanse. W poniedziałek z pewnością moja rodzina zasiądzie na trybunach stadionu w
Szczecinie, ale trudno powiedzieć komu będą kibicować, pewnie będą trochę rozdarci - uśmiecha się 21-letni zawodnik, także były gracz Salosu.
Na Cichej powtarzają, że piłkarze z Salosu to dobrze wychowani młodzi ludzie. Pieczę nad ich piłkarskim rozwojem sprawuje zgromadzenie salezjańskie, które kieruje się naukami świętego Jana Bosko. Żyjący w XIX wieku włoski duchowny z Turynu miał świetny kontakt z młodymi ludźmi. Jako jeden z pierwszych dostrzegł, że sport może być znakomitym sposobem na ewangelizację. W szatni Salosu umieszczono myśl św. Jana Bosko, która jest mottem klubu: "Wychowanie jest sprawą serca". Wiara, modlitwa przed meczem i poszanowanie rywala nie przeszkadza zawodnikom Salosu świetnie grać w
piłkę.
Obaj piłkarze mają nadzieję, ze dostaną od trenera Jacka Zielińskiego szansę, by wystąpić w potyczce z Pogonią i zaprezentować się z jak najlepszej strony przed szczecińską publicznością.
- Byłoby super, gdybyśmy mogli zagrać w tym spotkaniu i oczywiście strzelić bramkę portowcom - mówią zgodnie.