Gdy na finiszu minionych rozgrywek ekstraklasy Ruch zawzięcie walczył o przepustkę na europejskie boiska, to nie brakowało takich, którzy uważali, że start w eliminacjach
LE będzie dla niebieskich kulą u nogi.
Fakty są jednak takie, że klub z Cichej na europejskiej przygodzie dobrze zarobił.
UEFA nagradzała niebieskich za kolejne awanse, ale zyski są też ukryte we wzroście medialnej pozycji niebieskich.
- Każda wzmianka o Ruchu, jaka ukazuje się prasie, internecie, w radio czy w telewizji, jest przeliczana na ekwiwalent reklamowy. W uproszczeniu każdy z naszych sponsorów, który zaistnieje w mediach przy okazji takiej publikacji, dowiaduje się, ile musiałby zapłacić za reklamę, gdyby jej nośnikiem nie był Ruch - wyjaśnia Dariusz Smagorowicz.
Gdy prezes niebieskich spojrzał na analizy za
sierpień, to z niedowierzaniem przecierał oczy. - Zanotowaliśmy gigantyczny skok. To się wcześniej nigdy nie zdarzyło - uśmiecha się.
Smagorowicz nie chce wdawać się w szczegóły, ale jako przykład podaje wartość ekwiwalentu reklamowego dla jednego z ważnych partnerów Ruchu.
W
sierpniu 2013 roku - gdy niebiescy nie grali w Europie - ekwiwalent dla tej firmy wyniósł 929 tysięcy złotych. W
sierpniu roku 2014, gdy chorzowski klub walczył z Metalistem Charków o fazę grupową LE - ekwiwalent sięgnął 2,1 miliona złotych.
- Taki wzrost można określić jednym słowem: szok! Te liczby to najlepsza odpowiedź dla tych, którzy w ostatnich miesiącach często zadawali nam pytanie: Czy to ma sens? Tak, to ma sens. Dlatego w trwającym aktualnie sezonie znowu będziemy robić, co w naszej mocy, żeby ponownie reprezentować Polskę na europejskich boiskach - zapowiada Smagorowicz.