Ćwierkamy dla was o sporcie na Śląsku >>
Iwański, 34-letni pomocnik, podjął decyzję, że będzie kontynuował karierę w niebieskiej koszulce. Zawodnik zdobywał doświadczenie w barwach Szczakowianki
Jaworzno, Zagłębia Lubin, Legii
Warszawa, tureckiego Manisaspor Kulubu, ŁKS Łódź, a ostatnio Podbeskidzia.
Wojciech Todur: Nie mógł pan zostać w Podbeskidziu?
Maciej Iwański: W Bielsku ładnie mi podziękowano. Trzeba zapomnieć o tym, co było, i zacząć pisać nową historię. Na pewno nie chodziło o pieniądze.
A z Ruchem od czego się zaczęło?
- Od telefonu wiceprezesa Mirosława Mosóra. Potem zadzwonił też trener Waldemar Fornalik. Zanim podjąłem decyzję, że chcę spróbować swoich sił w Chorzowie, zasięgnąłem również opinii na temat stylu pracy trenera Fornalika. Słyszałem same pochwały. Postanowiłem, że spróbuję.
Na Cichej ma być pan następcą Filipa Starzyńskiego?
- Gdzie nie trafiam, to zawsze słyszę, że mam kogoś zastąpić. Fajnie ujął to kiedyś Jakub Wawrzyniak, który powiedział, że jest w kadrze rezerwowym piłkarza... którego jeszcze nie ma. Na pewno jestem innym graczem od Starzyńskiego. Bardziej doświadczonym. Muszę to jednak pokazać na boisku, a najpierw wywalczyć miejsce w składzie.
Ma pan też odpowiadać w Ruchu za stałe fragmenty gry?
- A to nie problem. Bo to się ma albo nie ma.
W Podbeskidziu wykonywał pan również rzuty karne...
- ...których szczerze nienawidzę. Ale to fakt, strzelałem. Nogę mam wciąż dosyć dobrze ułożoną, więc strzelałem. W Podbeskidziu do rzutów karnych byli wyznaczeni również Marek Sokołowski i Darek Kołodziej.
Marek jednak bodaj przestrzelił dwa karne, a Darek nie grał często w podstawowym składzie. No więc z czasem stałem się tym pierwszym.
Podczas zgrupowania Ruchu w Wiśle pracuje pan nie tylko z drużyną, ale i indywidualnie.
- Mam niewielkie zaległości. Przerwa od zakończenia minionych rozgrywek nie była jednak długa, więc piłkarze nie stracili zbyt wiele z tego, co wypracowali w minionych miesiącach. Obawiałem się, że w Ruchu jest inny charakter pracy, ale daję radę.
Zespół już pan zdążył poznać?
- Przecież my się wszyscy dobrze znamy. Nieraz kopaliśmy się po kościach.
Będzie pan miał komu dogrywać piłki w ataku? Odszedł przecież Grzegorz Kuświk
- Wcześniej muszą znaleźć się tacy, którzy dograją piłkę do mnie. Ze spokojem patrzę na naszą siłę ofensywną. W Ruchu jest wielu młodych utalentowanych graczy. To już pokolenie zupełnie inne od mojego. Ja uczyłem się grać w piłkę na podwórku. Oni w szkółkach, akademiach. Już teraz potrafią bardzo wiele.
Na jak długo podpisze pan kontrakt?
- Wolałbym jeszcze o tym teraz nie mówić. Myślę, że umowę podpiszę po zakończeniu zgrupowania w Wiśle.
Ruch zapracował w ostatnich latach na miano klubu, który docenia doświadczonych graczy. Myśli pan, że może iść w ślady Łukasza Surmy, Marcina Malinowskiego czy Marka Zieńczuka?
- Ruch to na pewno takie miejsce, gdzie można sobie przedłużyć karierę. Patrzyłem na to, jak w Ruchu radzili sobie w minionym sezonie moi bardziej doświadczeni koledzy, i stwierdzam, że nie stracili nic z tego, co kiedyś mieli. W Polsce nastała teraz moda na odmładzanie drużyn. Tyle że ci młodzi też muszą mieć się od kogo uczyć. Sam czuję i wiem, że mogę jeszcze kilka lat pograć na wysokim poziomie.
A na jaki wynik pana zdaniem stać Ruch w nadchodzących rozgrywkach?
- Ruch od kilku lat po słabszym sezonie gra za chwilę w czołówce ligi. Teraz jest właśnie czas na zwycięstwa. Mam taki charakter, że zawsze chcę grać o najwyższe cele. Remisy mnie nie zadowalają.
Jakie ma pan dziś skojarzenia z Cichą?
- Pamiętam taki mecz, gdy strzeliłem w Chorzowie bramkę, ale mało kto ją widział, bo akurat był protest i kibice w chwili, gdy trafiłem do siatki, opuszczali trybuny. Pochodzę z Bierunia. Urodziłem się w Krakowie.
Gdy byłem nastolatkiem, to jednak nie miałem ulubionej drużyny. W Bieruniu był natomiast i jest do dziś fanklub Ruchu. Znam tych chłopaków. Pamiętam, że gdy grałem w Zagłębiu, to przyjechali za Ruchem do Lubina. Zaprosiłem ich wtedy na spotkanie.
Kto miał największy wpływ na rozwój pana kariery?
- Ojciec. Nie pamiętam tego, ale wiem z opowiadań, że to on uczył mnie na podwórku kopać piłkę z woleja czy grać głową. Pierwszym klubem był Omag Oświęcim. To właśnie w Oświęcimiu wypatrzył mnie trener Andrzej Sermak i dał szansę gry w Szczakowiance Jaworzno. To był świetny czas. Co rok awans.
Ma pan już piłkarskich następców?
- Mam dwóch synów. Filip ma dziesięć lat, a Aleks trzy. Filip trenuje już w akademii Unii Oświęcim. Ma bardzo dobre uderzenie, ale musi jeszcze wiele nad sobą pracować.
Aleks jest w takim wieku, że nie zatrzymuje się nawet na chwilę.
Najbliżsi będą pana wspierać podczas meczów Ruchu?
- Gdy grałem w Podbeskidziu, to miałem taki układ z prezesem, że na każdy mecz dostawałem dziesięć biletów, a i tak zawsze ich brakowało. Na Cichej będzie podobnie.