ŚLĄSK.SPORT.PL w mocno nieoficjalnej wersji. Dołącz do nas na Facebooku >>
Do urazu doszło 17
października 2015 roku w
Poznaniu, gdy pomocnik niebieskich zderzył się Kasperem Hamalainenem. - Długo czekałem na to, żeby regularnie zacząć grać, aż w końcu się udało, wskoczyłem do składu i wszystko się dobrze układało. Wywalczyłem miejsce w pierwszej jedenastce, z meczu na mecz czułem się coraz pewniej i byłem w dobrej dyspozycji. W meczu z Lechem przytrafiła mi się kontuzja najgorsza jaka może być, czyli zerwane więzadła. Nie wspominam tego momentu miło, ale pamiętam, że bardzo nie rozpaczałem i nie rozmyślałem nad tym, co by mogło być gdyby. Starałem się od tego momentu zacząć już myśleć o powrocie na boisko. Celem było wrócić w jeszcze lepszej dyspozycji i z większym bagażem doświadczeń - wspomina zawodnik zespołu z Cichej.
Urbańczyk musiał się potem poddać zabiegowi rekonstrukcji więzadeł, a następnie rehabilitacji. - Najgorsze były pierwsze dwa tygodnie po zabiegu. Wtedy mogłem tylko leżeć w domu, bo każdy ruch czy przejście kilku metrów sprawiał problem.
Kolano było mocno obolałe po zabiegu i w zasadzie jedyne co wtedy mogłem robić to napinanie mięśni w tej nodze, delikatne zginanie i prostowanie. To właściwie było niczym. Robiłem to, co mi zalecali rehabilitanci, ale większość czasu to było leżenie w łóżku i ogarniająca mnie niemoc. Strasznie mi się ciągnął ten okres. Później musiałem chodzić o kulach, co też było bardzo uciążliwe. Jednak jak je odstawiłem to od razu było lepiej. Najgorszy był początek - opowiada.
Praca trwała pół roku i dziś Urbańczyk jest już gotowy do gry. Na boisko wrócił w towarzyskim meczu z Unią Kalety. - To było rewelacyjne uczucie po tak długiej przerwie zagrać z przeciwnikiem. Szkoda, że tak krótko, ale cieszę się, że zaliczyłem chociaż te kilka minut. Myślę, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej i na boisku też będę się czuł coraz pewniej - mówi pomocnik Ruchu.
ŚLĄSK.SPORT.PL na Twitterze. Obserwuj już teraz >>