Jeżeli Tomis Konstanta miał być najpoważniejszym konkurentem śląskiego klubu w walce o wyjście z grupy F, to wydaje się, że jest już po sprawie. Wygrana za trzy punkty jest tym cenniejsza, że forma Jastrzębskiego Węgla w ostatnich dniach była daleka od wymarzonej. Po ligowych porażkach (a już szczególnie tej w
Radomiu) trener Lorenzo Bernardi powtarzał, że jego zespół pokonał się sam, a największy problem tkwił nie w umiejętnościach, lecz w głowach zawodników JW. Włoch postawił też tezę, że jego zawodnikom brakuje koncentracji, gdy naprzeciw siebie mają teoretycznie słabszy zespół.
Tomis też uchodził za taką - słabszą od JW drużynę. Na szczęście tym razem głowy jastrzębskich zawodników pracowały już jak trzeba. Pierwszy set to popis Michała Łasko. Atakujący drużyny zbijał wtedy piłki niczym maszyna - ze stuprocentową skutecznością.
Zespół z Rumunii nie miał aż tak pewnego siatkarza. Andrej Żekow, rozgrywający Tomisu, kierował najwięcej piłek do Martina Nemca. Słowak dołączył do drużyny z Kontancy już po pierwszym meczu z JW (Ślązacy też wygrali na wyjeździe 3:1). Nemec zdecydowanie dodał rumuńskiej drużynie jakości. To wszechstronny siatkarz, który, kiedy trzeba, walnie piłką z taką parą, że skóra cierpnie, a po chwili z wyczuciem minie blok.
Pojedynek największych strzelb na boisku długo wygrywał Łasko, ale w końcówce drugiego seta okazało się, że kapitan JW jednak maszyną nie jest i zwyczajnie opadł z sił. Mocno zapracował na to Michał Masny, który do znudzenia posyłał piłki do Łasko, nie zważając na to, że ten non stop musi walczyć z wysokim blokiem. Taka czytelna gra się zemściła i w konsekwencji kosztowała jastrzębski zespół stratę seta.
Na jednej wpadce na szczęścia dla Jastrzębia się skończyło. Matin Stojew, bułgarski trener Tomisu, w kolejnych partiach miał więcej uwag niż pochwał po zagraniach swoich siatkarzy. Mina zrzedła mu szczególnie na początku trzeciego seta, gdy Jastrzębski szybciutko odjechał aż na 7:0. Okrutne bloki dostał wtedy Hiszpan Israel Rodriguez - mistrz Europy z roku 2007.
Rumunii próbowali jeszcze postarać się o dodatkowe emocje, czyli tie-break. Jastrzębianie wybili im jednak ten pomysł z głów także dzięki dobrej grze blokiem. Kilka czap Roba Bontje i Alena Pajenka było najwyższej próby.
Jako że spotkanie toczyło się przededniu
Barbórki, a jak wiadomo, związki Jastrzębskiego Węgla z branżą górniczą wciąż są duże - po trzecim secie na boisko wyszedł Zdzisław Grodecki, prezes klubu, który złożył tradycyjne
życzenia "Szczęść Boże" górniczym rodzinom.
ŚLĄSK.SPORT.PL w mocno nieoficjalnej wersji. Dołącz do nas na Facebooku >>