Losowanie fazy play-off Ligi Mistrzów przyjęto w Jastrzębiu z umiarkowanym optymizmem. W europejskiej
siatkówce zwykło się bowiem uważać, że naprawdę źle to jest wtedy, gdy po drugiej stronie siatki stoi zespół z Rosji. Z każdą inną ekipą można już powalczyć. Zespół z Perugii nawet w swojej lidze uchodzi za średniaka. Przepustkę do elitarnych rozgrywek wywalczył dzięki zdobyciu brązowego medalu w minionym sezonie. Obecnie zajmuje w lidze piąte miejsce.
Jastrzębski zaczął ten mecz w tempie na rekord świata. Włosi byli bezradni, obserwując, jak kolejne
piłki spadają im pod nogi. W drużynie z Perugii szwankowało przede wszystkim przyjęcie, co dziwiło tym bardziej, że za ten element gry odpowiedzialny był m.in. Goran Vujević. Czarnogórzec, mistrz olimpijski z roku 2000, ma już 42 lata, ale w drużynie Sir Safety jest wciąż nie do zastąpienia w podstawowym składzie.
Zawodził jednak nie tylko Vujević. Fabio Fanuli, libero włoskiej drużyny, też przyjmował
piłkę jak popadnie, byle nie w kierunku rozgrywającego.
Efekt tej beztroskiej twórczości był taki, że jastrzębianie punktowali z uśmiechem na twarzach, ale Włosi mieli nosy coraz bliżej ziemi.
Trudno było jednak przypuszczać, że zawodnicy z Perugii będą rozdawać punkty na lewo i prawo do końca spotkania. Nie z Nikolą Grbiciem na trenerskiej ławce. Serb przez długie lata swojej kariery dał się poznać jako zawodnik, który zawsze gra o pełną pulę.
Po pierwszym przegranym secie Grbić otoczył się drużyną i długo wykładał jej swoją zwycięską formułę. W słowa szkoleniowca najmocniej wsłuchał się inny Serb Aleksandar Atanasijević. Atakujący stał się z czasem kluczowym graczem spotkania. Serb uderzał piłkę bardzo mocno i pewnie. Ręka nie zadrżała mu w końcówce trzeciej partii, gdy Jastrzębski zawzięcie walczył o odwrócenie losów spotkania.
Kolejna partia miała bliźniaczy przebieg, ale na szczęście decydujące punkty zdobywali już zawodnicy śląskiej drużyny.
O wyniku spotkania rozstrzygnął więc tie-break. Niestety,
Jastrzębski Węgiel nie zaczął dobrze piątej partii. To była ciągła gonitwa. Gdy Włosi odjechali na 13:8, wydawało się, że jest już po emocjach. JW jednak odrobił trzy punkty i jeszcze raz postraszył rywala. Za sześć dni, gdy we Włoszech odbędzie się rewanż, jeszcze wszystko może się zdarzyć.
- To był taki mecz, który równie dobrze mogliśmy wygrać do zera. Kto zagrywał, ten wygrywał. Były chwile, gdy to oni odrzucali nas od siatki, a potem to my zaczynaliśmy dyktować swoje warunki. Niestety, w końcówkach Włosi zachowywali większy spokój. Mimo wszystko przed rewanżem nie stoimy na straconej pozycji - ocenił Patryk Czarnowski, środkowy JW.
Na ŚLĄSK.SPORT.PL piszemy także o siatkówce. Sprawdź na Facebooku >>