Organizatorzy nie mogli sobie wymarzyć lepszego scenariusza na finał niż starcie Kvitovej (8. WTA) i Vinci (13. WTA). Występy dwóch najwyżej rozstawionych zawodniczek od początku turnieju budziły najwięcej emocji. Obie - w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych rozstawionych tenisistek - nie zawodziły. Co więcej, Czeszka i Włoszka z każdym meczem spisywały się lepiej. W ćwierćfinałach i półfinałach po prostu demolowały swoje rywalki. Nic dziwnego, że ich finałowy mecz przyciągnął do Spodka kilkutysięczną widownię.
Przed meczem trudno było wskazać zdecydowaną faworytkę. - Grałyśmy już kiedyś przeciwko sobie na Wimbledonie. Wtedy wygrałam, ale mecz na mączce to będzie zupełnie co innego niż spotkanie na trawie. Muszę się przygotować na wiele slajsów - mówiła Czeszka. - Kvitova to wspaniała zawodniczka. Dobrze serwuje, świetnie gra lewą ręką. W finale czeka mnie trudny mecz - odpowiadała Włoszka.
Ich pojedynek musiał zaspokoić oczekiwania nawet najbardziej wybrednych kibiców. Finezyjnie grająca Vinci i potężnie uderzająca
piłki Kvitova toczyły zawziętą walkę o każdą, nawet - wydawałoby się - przegraną
piłkę. Nic dziwnego, że w pierwszym secie prowadzenie zmieniało się kilka razy, a o jego rozstrzygnięciu musiał zadecydować tie-break. W nim lepiej zaprezentowała się Włoszka.
To był przełomowy moment tego spotkania. Podłamana Kvitova przegrała trzy pierwsze gemy drugiego seta. Taka strata - przy tak wyrównanym poziomie - była po prostu nie do odrobienia. Vinci wygrała ósmy turniej w karierze, ale dopiero pierwszy w tym roku. W nagrodę za zwycięstwo w
Katowicach otrzyma 40 tys. dolarów i 280 pkt rankingowych. Kvitova musi zadowolić się o połowę mniejszą kwotą i 200 pkt.
Co ciekawe, za kilka dni Vinci i Kvitova mają przeciwko sobie zagrać także w meczu Czech z Włochami w Pucharze Federacji.
O ile turniej singlistek stał na niezłym poziomie, to rozczarował nieco turniej deblowy. Polki Marta Domachowska i Alicja Rosolska znalazły się w półfinale dzięki wygraniu... jednego seta (rywalki kreczowały). Ostatecznie okazało się zresztą, że był to największy polski "sukces" podczas katowickiej imprezy.
W deblu triumfowały Hiszpanki Lara Arruabarrena i Lourdes Dominguez Lino, które pokonały w bardzo zaciętym finale Rumunkę Ralucę Olaru i Rosjankę Walerię Sołowiewą (6:4 7:5).
Sama organizacja turnieju była bez zarzutu. - Wszystko jest wyborne! To dotyczy kortów, treningu, transportu, jedzenia... Po prostu wszystkiego - podkreślała Kvitova. Cieniem na imprezie położyła się tylko kradzież auta Czeszce Evie Birnerovej. Deblistka i tak wyjeżdżała z Katowic szczęśliwa, bo policja błyskawicznie odzyskała auto. - Oglądałem mecze w telewizjach szwajcarskich, francuskich i niemieckich. Mecze powtarzane były wielokrotnie - i rano, i w nocy. Trafiliśmy na dobry moment, ponieważ nie było żadnego innego turnieju, a więc nie było też konkurencji. Myślę, że to znakomita promocja dla miasta i dla BNP Paribas. Bardzo dobrze komentowana jest także organizacja turnieju. Sam jestem pod ogromnym wrażeniem i myślę, że decyzja o zorganizowaniu BNP Paribas
Katowice Open właśnie w Katowicach była strzałem w dziesiątkę! - komentował Wojciech Fibak.
Sukcesem okazał się pokazowy mecz miksta z udziałem Agnieszki Radwańskiej. - Mam nadzieję, że za rok pojawię się już tu już jako zawodniczka turnieju głównego - zapowiedziała najlepsza polska tenisistka. Ściągnięcie jej do Katowic w przyszłym roku z pewnością będzie zadaniem numer jeden dla organizatorów turnieju i jednocześnie gwarantem sukcesu drugiej edycji turnieju.